środa, 22 listopada 2017

∞Rozdział IV ∞

Przed chwilą wróciłam do domu. Pogoda za oknem na szczęście się poprawiła, czyli przestało tak okropnie sypać śniegiem. Chociaż tyle dobrego.
Stefana prawie od razu wyrzuciłam z pamięci. Kiedy tylko poszłam do Alexa wszystko inne przestało się liczyć. Mieliśmy tyle planów, ale przez ten wypadek wszytko przepadło. Eh, może Eva ma rację i powinnam przestać się obwiniać? Minął przecież już w końcu rok od tamtego wydarzenia.
Weszłam do przedpokoju, aby zdjąć obśnieżone buty oraz mokrą kurtkę i czapkę. Kolejny powód aby znienawidzić zimę - po powrocie z zewnątrz prawie wszystko, co mam na sobie, jest przemoczone. Jak ja mogłam kiedyś uważać, że to najpiękniejsza pora roku.
W mokrych skarpetkach przeszłam korytarzem do kuchni. Muszę coś zjeść, bo dopiero teraz sobie uświadomiłam, że jeszcze dzisiaj nic nie jadłam. Spałam, potem Eva mnie obudziła i od razu pojechałam do szpitala.
Dochodzi już szesnasta, więc na zewnątrz jest już prawie ciemno. Akurat w autobusie powrotnym, tak samo zapchanym jak za pierwszym razem, dane mi było oglądać zachód słońca, które wyglądało zza ciemnych chmur. Takie widoki akurat kocham, przede wszystkim w Austrii. Tutaj zachody słońca są najpiękniejsze na świecie. Jestem tego pewna chociaż nie wyjeżdżałam nigdy zza granicę, a na pewno są urokliwsze miejsca niż zatłoczona komunikacja miejska.
Na szybko podsmażyła sobie sznycla, do tego dodatkowo nałożyłam sobie na talerz sałatki ziemniaczanej i miałam gotowy późny obiad. Już miałam wyjść z kuchni, kiedy zobaczyłam na stole strudla z jabłkami, który moja mama robi według przepisu babci. A obok niego nie mogę przejść obojętnie. Już z dwoma talerzami ruszyłam do pokoju.
Na schodach minęłam się z mamą. Nagle przypomniał mi się ten chłopak ze szpitala. Stefan, co ma włosy w kolorze kawy latte. Wspominał, że zawodowo zajmuje się sportem, a że moja mama ogląda chyba każdy rodzaj sportów od razu wróciłam myślami do niego. Może ona będzie go kojarzyła. Inne rodzicielki oglądają seriale i telenowele, a moja nałogowo przełącza na Eurosport. Ale i tak są kocham.
- Mamo, znasz Stefana? - Dopiero, kiedy powiedziałam to na głos uświadomiłam sobie, jak beznadziejnie to brzmi.
- Jakiego Stefana? - Wyglądała na zaskoczoną i jednocześnie widziałam w jej oczach, że po raz kolejny uważa mnie za wariatkę. Nigdy nie powiedziała tego wprost, ale już parę razy namawiała mnie, abym zapisała się do psychologa. Nie wiem, może to dlatego, że nie wychodzę z pokoju, prawie z nikim nie rozmawiam, a jedyne miejsce, do którego wychodzę to szpital? Hmm... Musiałabym nad tym pomyśleć.
- Nie ważne. - Odwróciłam się na pięcie i pobiegłam na górę z dwoma talerzami z rękach. Chociaż pobiec to pojęcie względne. Szłam po prostu bardzo szybko uważając, aby ani sznycel ani strudel nie wylądowały na podłodze.
Po wejściu do pokoju zamknęłam drzwi za sobą. Pomieszczenie wyglądało tak, jak ze zostawiłam. Niepościelone łóżko, poduszki na podłodze, otworzona szafa i piżama przewieszona przez oparcie krzesła. Chociaż w sumie jest tu jak zawsze.
Postawiłam talerze na biurku, po czym usiadłam przy nim. To, że zapytałam mamę o Stefana nie było złym pomysłem. Błąd w moim planie wygląda tak, że nie mam bladego pojęcia, jak on ma na nazwisko, a jego twarz mi nic nie mówi. Wyglądał normalnie. Dziennikarze z aparatami za nim nie biegali i nawet się nie wywyższał oraz nie chwalił swoimi osiągnięciami. Poza tym jest strasznie niski jak na faceta. Może serio skacze ze spadochronem? Sądzę, że by się do tego nadawał.
Wzięłam pierwszy kęs sznycla do ust, po czym włączyłam laptopa. Pora na kolejny odcinek serialu, z którym i tak jestem w tyle.

***

Nastał nowy dzień, a ja po raz kolejny jestem niewyspana. Chyba nie trzeba było oglądać filmów do czwartej nad ranem. Ale co poradzę, że po serialu, który nareszcie skończyłam, dostałam kaca filmowego i musiałam na otarcie łez na coś jeszcze rzucić okiem. No i skończyło się tak jak się skończyło.
Spojrzałam na wyświetlacz komórki. Dopiero dwunasta, czyli mam jeszcze dużo czasu, aby dojść do formy, to znaczy odpocząć od seriali.
Przewróciłam się na drugi bok, kiedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi. Coś przeczuwam powtórkę z wczorajszej rozrywki. Mogą to być tylko dwie osoby: mama, aby na mnie nawrzeszczeć, że jeszcze nie wstałam lub Eva, która przyszła, aby na mnie nawrzeszczeć, że jeszcze śpię. W sumie, co za różnica. Czasami czuję się jakbym miała dwie rodzicielki. Normalnie żyć, nie umierać.
- Ty jeszcze w łóżku? Wiesz, która jest godzina? - Czyli jednak Eva. Mogłam się domyślić, bo tylko ona może wpaść do mojego pokoju bez pukania. Ta dziewczyna nie zna takiego pojęcia jak prywatność.
- Tak, wiem. Wczesna - odparłam wychylając głowę spod kołdry. Nawet nie próbowałam udawać, że śpię.
Poczułam szarpnięcie i po chwili leżałam na łóżku bez żadnego okrycia. Wydaje mi się, że już przez to przechodziłam i to dosyć niedawno, bo dostałam dziwnego deja vu. Znowu przyjaciółka zastała mnie w mojej ukochanej, różowej piżamie.
- Z czym ty masz problem? - zapytałam przyglądając się jej osobie, która stała pochylona nade mną. Dobrze, że przynajmniej miała na tyle dobre serce, że nie odsłaniała żaluzji, dlatego w pomieszczeniu panował półmrok, a ja nie musiałam przyzwyczajać oczu do światła.
- Z tobą! - odrzekła głośno zakładając dłonie na biodra. Czy ona nie widzi, w jakim jestem stanie?
- Po pierwsze, przestań krzyczeć - powiedziała spokojnie. - Po drugie, po co przyszłaś?
Mam nadzieję, że znowu nie wróci do tej rozmowy na temat: "Martwię się o ciebie", bo będę musiała znowu ewakuować się do szpitala, a na to chyba fizycznie gotowa nie jestem. Prawdopodobnie zasnęłabym w autobusie.
Eva usiadła na łóżku obok mnie uśmiechając się chytrze. O nie. Ja znam tą minę. Ona na pewno coś kombinuje. Ostatni raz, kiedy miała taki wyraz twarzy wylądowałam na izbie przyjęć ze zwichniętą kostką. Nie chcę wiedzieć, co tym razem przyszło jej do głowy.
- Mam dla ciebie niespodziankę. - Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Teraz przypominała mi szalonego naukowca, który znalazł sobie kolejną ofiarę.
- Jaką? - Nie wiem, czy chcę to wiedzieć. Te słowa ledwo przeszły mi przez gardło.
Również usiadłam, bo wcześniej patrzyłam na nią z pozycji leżącej.
- Gdybym powiedziała nie byłaby to niespodzianka.
Przewróciłam oczami.
- Mów. Na nic w ciemno się nie zgadzam.
Przyjaciółka pokręciła głową i mina jej lekko zrzedła.
- Z tobą nie ma żadnej zabawy. Ale dobra, jak chcesz. - Pochyliła się nade mną i już wesołym głosem odrzekła: - Zabieram cię do Bischofshofen.
Po wypowiedzianych przez siebie słowach, Eva nie mogła wysiedzieć w miejscu. Już czułam, że nią nosi i chciałaby, abym okazywała taki sam entuzjazm. Mi jednak nazwa tego miasta nic nie mówiła.
- Po co? Masz tam jakąś rodzinę, czy coś?
Blondynce dosłownie szczęka opadła, a po jej energii nie został ślad.
- Ty żartujesz, co nie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Pokręciłam głową, przyglądając się jej z zaciekawieniem, jak na to zareaguje.Ona przeczesała włosy palcami i ciężko westchnęła.
- Z tobą jest gorzej niż myślałam. Ty serio nie wiesz, co jest dzisiaj w Bischofshofen?
Chwilę pomyślałam, ale to i tak nic nie dało. Chociaż nawet gdybym wiedziała, to zaraz po przebudzeniu sobie o tym nie przypomnę. Znowu pokręciłam głową.
- O kurde. Skoki narciarskie, mówi ci to coś?
- Coś tak, ale jaki to ma związek z tym miastem to nie wiem.
Myślałam, że Eva mnie zabije. Chyba ostatnimi siłami powstrzymywała się, aby mnie nie udusić za pomocą jednej z moich poduszek. Skoki narciarskie to jej ulubiony sport i gada o nich niemal bez przerwy. To nic, że ja jej prawie w ogóle nie słucham, bo mnie to nie interesuje, a nie chcę jej zrobić przykrości i powiedzieć, żeby zmieniła temat.
- Dobra, po drodze ci wytłumaczę. Zbieraj się. - Przyjaciółka żwawo wstała i skierowała się najpierw w stronę okna, aby odsłonić żaluzje, a następnie w kierunku mojej szafy. Zaczęła przeglądać ubrania, kręcąc przy tym głową.
Dopiero po chwili dotarły do mnie jej słowa.
- Zaraz, zaraz... Po jakiej drodze? I gdzie niby mam się zbierać? - Też się podniosłam i do niej podeszłam.
Ona, wtykając ręce jeszcze bardziej wgłąb mojej mini garderoby, odrzekła:
- No przecież mówię, jedziemy do Bischofshofen. Zabieram cię na skoki narciarskie.


Długo mnie nie było, ale powracam. Chyba zmotywował mnie do tego fakt, że zaczęły się długo przeze mnie wyczekiwane skoki narciarskie :-)
Chciałabym też poinformować, że postanowiłam zmienić jednego z głównych bohaterów. Zamiast Petera Prevca, wystąpi tutaj Andreas Wellinger.  Kochany Stefan Kraft bez zmian ^_^
Pozdrawiam



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz